Wyobraźcie sobie, że usta na zdjęciu są zielone, żółte, niebieskie albo po prostu tylko czerwone. Efekt mógłby być ciekawy, ale zupełnie inny niż zamierzałam wywołać teraz.
Zabawa z kolorami to ciekawa historia. Dotąd je mieszam, aż będę zadowolona. Czasem kropla jednego, kropla drugiego koloru i jest bajeczka. A jak nie jestem zadowolona, to dopiero się dzieje. Ile się nagadam, to moje. Dobrze, że wtedy zazwyczaj jestem sama. Zazwyczaj nie ma tego złego, bo powstanie kolor, który sobie zapamiętam i wykorzystam przy innym projekcie, kiedyś.
Usta powstały na pewien wieczór panieński dla grupy przyjaciółek.
Podoba Wam się taki pomysł na tę okazję? Co Wam jeszcze przychodzi do głowy? Jakie ciasteczka widzielibyście na wieczorze panieńskim? Tylko grzeczne propozycje.